Kiedyś dzwonił codziennie.

— Mamo, jak się czujesz?

— Mamo, może wpadniesz na obiad?

— Mamo, pamiętaj, że zawsze masz mnie przy sobie.

A teraz?

Minął rok od ostatniej rozmowy.

Mój syn zniknął z mojego życia.

A wszystko przez nią.

Kiedy poznał Natalię, cieszyłam się jego szczęściem.

— Jest cudowna, mamo. Pokochasz ją! — mówił z błyskiem w oczach.

I rzeczywiście.

Przyjęłam ją jak córkę.

Zawsze wspierałam, pomagałam, traktowałam jak własne dziecko.

Chciałam, żeby czuła się częścią rodziny.

Myślałam, że jesteśmy sobie bliskie.

Że też mnie kocha.

Ale ona tylko czekała na odpowiedni moment.

Zaczęło się powoli.

— Mamo, może powinnaś mniej dzwonić, bo mamy teraz dużo pracy…

— Mamo, musimy się skupić na sobie, nie możemy spędzać z tobą tyle czasu co kiedyś…

A potem przyszło coś, czego się nie spodziewałam.

— Mamo… Natalia uważa, że za bardzo ingerujesz w nasze życie.

Zamarłam.

— Co?

— No wiesz, czasem masz swoje zdanie na temat rzeczy, które powinny być tylko między nami.

Czyli zaczęłam przeszkadzać.

Z czasem czułam, jak coraz bardziej się oddala.

Coraz rzadziej dzwonił.

Coraz rzadziej odwiedzał.

Coraz częściej słyszałam jej głos w tle, gdy się ze mną żegnał.

Aż w końcu powiedział to wprost:

— Mamo, nie możemy już utrzymywać tak bliskiego kontaktu.

— Ale dlaczego? — zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

— Bo Natalia tak chce.

To ona zdecydowała, że nie ma dla mnie miejsca w jego życiu.

A on?

Nawet nie próbował mnie bronić.

Nie powiedział: „Mamo, to dla mnie ważne”.

Nie powiedział: „Zawsze będziesz moją matką”.

Po prostu usunął mnie ze swojego świata, jakby nasze wspólne lata nigdy się nie wydarzyły.

Dziś siedzę w pustym mieszkaniu, patrząc na albumy ze zdjęciami.

Mój syn.

Kiedyś był moim dzieckiem.

Teraz stał się jej mężem.

I to ona decydowała, kogo może kochać.

Czy jeszcze kiedyś zadzwoni?

Czy jeszcze kiedyś przypomni sobie, kto go wychował?

Nie wiem.

Ale wiem jedno.

Nie mam już syna.

Mam tylko wspomnienia.