Codziennie rano, kiedy tylko otwieram oczy, mój wzrok wędruje ku oknu. Wpatruję się w puste ulice, w ludzi biegnących do pracy, w szare niebo. Zawsze tam stoję, wypatrując znajomej sylwetki, choć w głębi serca wiem, że mogę się nigdy jej nie doczekać. Codziennie patrzę przez okno, czekając, aż ktoś mnie odwiedzi. Czy rodzina jeszcze o mnie pamięta?
Kiedyś dom był pełen śmiechu, rozmów, kroków dzieci biegających po korytarzu. W kuchni zawsze pachniało świeżo upieczonym chlebem, a na stole stały miski pełne owoców. Dziś panuje cisza. Każdy kąt tego domu przypomina mi, jak wiele straciłem.
Mój syn – dumny i odważny – wyjechał za granicę, żeby „budować lepsze życie”. Tak powiedział mi wtedy, stojąc z walizką w drzwiach. Obiecał, że będzie dzwonił, że będzie mnie odwiedzał. Minęło pięć lat, a ja słyszałem jego głos może trzy razy. Córka? Odeszła wcześniej. Wyjechała do dużego miasta, aby studiować, a potem „osiągać sukcesy”. Przestała odpowiadać na moje listy, a ja przestałem je pisać.
Moja żona... Jej już nie ma. Odeszła, zostawiając mnie samego w tym domu pełnym wspomnień. Czasami wyobrażam sobie, że jest w kuchni, że słyszę dźwięk talerzy, jej śmiech, cichy stukot łyżeczki mieszającej herbatę. Ale kiedy się odwracam, widzę tylko puste pomieszczenie i kurz osiadający na stole.
Codziennie patrzę przez okno, wypatrując kogokolwiek. Sąsiadki, które kiedyś zaglądały na herbatę, też już nie ma. Zmarła w zeszłym roku, a jej dzieci sprzedały dom i wyjechały. Czy tak samo będzie ze mną? Czy kiedy odejdę, ktoś sprzeda mój dom i zapomni o mnie tak samo, jak ja czuję się zapomniany?
Dziś jednak coś jest inaczej. Śnieg pokrył ziemię grubą warstwą, a powietrze jest mroźne, niemal bolesne. W oddali widzę sylwetkę. Ktoś idzie. Może to listonosz? Ale nie, ten ktoś idzie wprost do moich drzwi. Moje serce zaczyna bić szybciej. To młody mężczyzna. Wygląda znajomo, choć nie od razu go rozpoznaję.
Drzwi otwierają się powoli. „Tato...” – słyszę głos, który dawno zniknął z mojej pamięci. To mój syn. Wygląda na zmęczonego, starszego, bardziej poważnego. W rękach trzyma torbę z prezentami, jakby chciał wynagrodzić wszystkie lata milczenia.
Moje oczy wypełniają się łzami. Nie wiem, co powiedzieć. Stoję, patrząc na niego, jakby był duchem. Ale potem podchodzę, przytulam go i pozwalam sobie płakać, jak nigdy wcześniej.
Codziennie patrzyłem przez okno, czekając na ten moment. Może świat o mnie zapomniał, ale on – mój syn – wrócił. I może to wystarczy, by znów poczuć, że żyję.