Rano miał odparzoną skórę, a ja płakałam razem z nim. Wiedziałam, że potrzebujemy nowych pieluch. Tetra nie dawała już rady – ile można prać, gotować i wieszać po całym domu? Zebrałam się na odwagę i poprosiłam męża.

– Musimy kupić pieluchy – powiedziałam, trzymając dziecko na rękach. – On cierpi.

Mąż nawet nie spojrzał na małego. Przewracał kartki gazety.

– Po co? – spytał chłodno. – Masz tetrę.

– Ale ja już nie wyrabiam – odpowiedziałam podniesionym głosem. – Całe dnie piorę, nocami nie śpię. To nie jest normalne!

On westchnął teatralnie.

– Siedzisz w domu, to masz czas. Potraktuj to jak… rozrywkę.

– Rozrywkę?! – krzyknęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Ty myślisz, że ja tutaj odpoczywam?! Że karmienie co trzy godziny, przewijanie, gotowanie i pranie po nocach to wakacje?!

– Uspokój się – warknął. – Moja matka prała tetrę i żyje. Twoja też. Więc nie rób scen.

– One żyły w innych czasach! – odparłam. – Ty zarabiasz, ja opiekuję się dzieckiem. To jest nasz wspólny obowiązek, a nie tylko mój!

– Nie zarabiasz, więc nie decydujesz – rzucił zimno. – Pieniądze są moje.

Wtedy postawiłam dziecko w łóżeczku, odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy.

– Jeśli nie masz pieniędzy na pieluchy, to znaczy, że nie masz pieniędzy na rodzinę. Ale jedno ci powiem: nie pozwolę, żeby nasze dziecko cierpiało przez twoją dumę.

– Grozisz mi? – parsknął.

– Nie. Ostrzegam – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Albo zaczynasz być ojcem, albo będziesz tylko samotnym mężczyzną z pełnym portfelem.

Nocą, kiedy znów prałam tetrę, wiedziałam, że moje życie zmieniło się na zawsze. Bo już nie byłam tą cichą, uległą kobietą, którą chciał we mnie widzieć. Teraz miałam cel – ocalić siebie i dziecko przed upokorzeniem.

Nie wiem jeszcze, dokąd mnie to zaprowadzi, ale wiem jedno: nie będę niewolnicą w imię jego pieniędzy.