To była polityczna szpila wbita z chirurgiczną precyzją – trzy miesiące po publicznym upokorzeniu, Radosław Sikorski wrócił do pojedynku z Elonem Muskiem. Tym razem z zupełnie innej pozycji. Tamten "mały człowieczek", którego Musk bezceremonialnie zlekceważył w marcu, właśnie dołożył swojemu oponentowi w momencie, gdy ten sam znalazł się pod ostrzałem.
"Widzisz, wielki człowieku, polityka jest trudniejsza, niż myślałeś" – napisał szef polskiego MSZ, komentując najnowszy rozłam między Muskiem a Donaldem Trumpem. Słowa mocne, celne, ale i kontrowersyjne.
Jeszcze w marcu Elon Musk – wtedy sojusznik Trumpa i samozwańczy król komunikacji satelitarnej – śmiał się z polskiego ministra. Odpowiedź Sikorskiego na krytykę Starlinków i finansowania ich z polskich pieniędzy spotkała się z pogardliwą ripostą: „Milcz, mały człowieczku”. Internet zapamiętał.
Dziś jednak role się odwróciły. Musk zderza się z ostrym konfliktem z byłym prezydentem USA, który jeszcze niedawno był jego politycznym partnerem. W efekcie tej wojny akcje Tesli runęły, a sam Musk – oskarżający Trumpa o związki z Jeffreyem Epsteinem – znalazł się w najgłębszym dołku wizerunkowym od lat.
Choć komentarz Sikorskiego rozszedł się po sieci błyskawicznie, nie wszystkim przypadł do gustu. Krytycy – zarówno z prawej strony sceny politycznej, jak i ze świata technologii – pytają: czy warto było? Czy osobista satysfakcja powinna dominować nad dyplomatycznym chłodem?
„Sikorski wygląda na usatysfakcjonowanego, ale cena może być wysoka” – zauważył znany youtuber SA Wardęga. „Zaspokojone ego nie poprawia komunikacji wojskowej. Starlinki – tak”.
W podobnym tonie wypowiedział się europoseł PiS Bogdan Rzońca, pisząc, że „Sikorski może zostać z tym tweetem jak Himilsbach z angielskim”.
To starcie to nie tylko osobisty rewanż. To także symbol współczesnej polityki – uprawianej nie tylko w gabinetach, ale i na ekranach smartfonów. Gdy granice między służbą państwową a wizerunkiem w social mediach się zacierają, każdy wpis może być jednocześnie bronią i pułapką.
Sikorski pokazał, że pamięta – i że nie boi się uderzyć, gdy przeciwnik się chwieje. Ale czy polityka to arena ciosów, czy sztuka przewidywania? Czy Polska może sobie pozwolić na konflikt z człowiekiem, który kontroluje satelity nad Ukrainą i (pośrednio) bezpieczeństwo naszej wschodniej flanki?
Na razie odpowiedzi nie ma. Ale jedna rzecz jest pewna: Radosław Sikorski właśnie pokazał, że polityczna pamięć bywa długowieczna – a emocje potrafią wrócić, kiedy najmniej się ich spodziewasz.