Znałam ten numer. Znałam ten głos.
Odebrałam dopiero za czwartym razem.
— To ja, mama.
— Wiem.
— Musimy porozmawiać.
Zacisnęłam zęby. Zawsze musiałyśmy rozmawiać na jej warunkach.
Ale teraz nie była już tą silną kobietą, którą znałam przez całe życie.
Teraz była samotna i potrzebowała mnie.
— Nie wiem, jak sobie poradzę… — powiedziała cicho. — Jestem chora. Lekarze mówią, że nie mogę już mieszkać sama.
— To straszne — powiedziałam automatycznie.
Ale w głębi duszy nie czułam współczucia.
Bo czy ona kiedykolwiek czuła współczucie dla mnie?
Całe życie mówiła mi, że jestem za słaba, za głupia, za naiwna.
— Nigdy do niczego nie dojdziesz.
— Inne dziewczyny są ładniejsze i mądrzejsze.
— Gdybyś się bardziej postarała, byłabyś kimś.
Każde jej słowo było jak cios.
Przez lata starałam się zasłużyć na jej miłość.
Ale dla niej nigdy nie byłam wystarczająca.
A teraz to ona czegoś ode mnie chciała.
— Powinnaś się mną zająć, jestem twoją matką — powiedziała pewnym tonem, jakby to było oczywiste.
Zamknęłam oczy.
— A ty kiedy się mną zajęłaś, mamo?
Zapadła cisza.
— O czym ty mówisz?
— O tym, że całe życie mnie poniżałaś.
— Przesadzasz — prychnęła. — Byłam surowa, ale dzięki temu nie wyrosłaś na byle kogo.
Zaśmiałam się gorzko.
Nie byłam nikim dzięki niej. Byłam kimś pomimo niej.
— Więc co, nie pomożesz własnej matce? — zapytała chłodno.
Wzięłam głęboki oddech.
I wtedy powiedziałam coś, czego nigdy się po sobie nie spodziewałam:
— Nie.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zadzwoni.
Nie wiem, czy kiedyś zrozumie, jak bardzo mnie skrzywdziła.
Ale wiem jedno.
Nie muszę ratować kogoś, kto nigdy nie uratował mnie.