Od dwudziestu pięciu lat ten dom był moją ostoją. Każda deska w podłodze, każdy zakątek ogrodu nosił ślady naszego życia. To tutaj wychowywaliśmy dzieci, tutaj płakałam ze szczęścia i z bólu, tutaj każda pora roku miała swój własny zapach – wiosną kwitnące jabłonie, latem lawenda na tarasie, jesienią wilgotne liście, zimą dym z kominka.
I teraz miałam to wszystko stracić.
„Anka, sprzedajmy dom” – powiedział mój mąż, Paweł, pewnego wieczoru, jakby mówił o czymś zupełnie błahym. „W mieście będzie nam wygodniej. Nie musimy już martwić się o koszenie trawy, odśnieżanie podjazdu, remonty. Blisko do lekarza, do sklepu, do ludzi. Tu jesteśmy odcięci od świata.”
Spojrzałam na niego w osłupieniu. On naprawdę to powiedział. Naprawdę chce zniszczyć wszystko, co budowaliśmy przez te lata.
„Paweł, ale to jest nasz dom” – odpowiedziałam cicho, próbując nie pokazać, jak bardzo mnie to uderzyło. „Jak możemy go zostawić? To nie tylko budynek, to nasze życie.”
Westchnął ciężko, jakby nie rozumiał, dlaczego tak się upieram. „Dom to tylko ściany, Anka. Możemy zacząć od nowa. Przecież dzieci już tu nie mieszkają, a my? Prędzej czy później i tak będziemy musieli odejść. Ten dom staje się ciężarem.”
Ciężarem?
Patrzyłam na niego, próbując pojąć, jak można tak myśleć. Czy dom, który był świadkiem naszego życia, naprawdę stał się dla niego tylko przeszkodą?
Przez kolejne dni temat nie znikał. Paweł szukał argumentów, wysyłał mi ogłoszenia o mieszkaniach w mieście, pokazywał wizualizacje nowych apartamentów. „Spójrz, tu jest winda, nie będziesz musiała wchodzić po schodach. A tu mamy balkon, nawet większy niż nasz taras. No i nie będzie problemu z dojazdem do lekarza.”
Lekarz, sklepy, wygoda. Jakby moje życie miało sprowadzać się tylko do tego. Jakby to, co czułam, nie miało znaczenia.
Pewnego popołudnia wyszłam do ogrodu i usiadłam na starej ławce, którą Paweł zrobił własnoręcznie lata temu. Wspomnienia uderzyły mnie ze zdwojoną siłą. Pierwsza wiosna w tym domu, kiedy sadziliśmy kwiaty. Pierwszy śnieg, który dzieci z radością odgarniały łopatkami. Letnie wieczory na tarasie, kiedy śmialiśmy się, sącząc herbatę.
I teraz miałam to wszystko zostawić?
Nie wytrzymałam. Gdy Paweł wieczorem znów zaczął temat sprzedaży, wybuchłam.
„Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że nie mogę tego zrobić?!” – krzyknęłam. „To jest mój dom! To jest moje życie! Nie mogę go po prostu sprzedać i udawać, że nigdy go nie było!”
Paweł spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. „Ale czy ty rozumiesz, że nie możemy się trzymać przeszłości? Że czasami trzeba coś zmienić, żeby żyć lepiej?”
Żyć lepiej? A co, jeśli moje lepsze życie jest właśnie tutaj, w tym domu, który dla niego jest tylko zbiorem ścian?
Tamtego wieczoru długo płakałam. Bo czułam, że stoję na rozdrożu. Jeśli się zgodzę – stracę cząstkę siebie. Jeśli odmówię – być może stracę małżeństwo.
Dziś wciąż nie wiem, co zrobić. Czy powinnam walczyć o dom, który jest moim sercem, czy ulec i zaakceptować nową rzeczywistość?
Jedno wiem na pewno: dla mnie dom to nie tylko ściany. To historia. Moja historia. A ja nie wiem, czy potrafię ją zostawić.