To był zwyczajny dzień, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wstałem rano, zrobiłem kawę, żona zachowywała się jak zawsze – uśmiechnięta, jakby nic złego się nie działo. Jednak od jakiegoś czasu czułem, że coś się zmieniło. Często wychodziła z domu, mówiła, że spotyka się z koleżankami, ale ja wiedziałem, że coś jest nie tak.


Miesiącami ignorowałem te przeczucia, wmawiając sobie, że to tylko moja paranoja, że przecież wszystko jest dobrze. Byliśmy małżeństwem od lat, wspólnie budowaliśmy nasz dom, nasze życie. Nie wierzyłem, że coś mogło się zmienić. Ale prawda zawsze wychodzi na jaw, czasem w najmniej oczekiwanym momencie.


Pewnego dnia, przeglądając telefon żony, przypadkowo natknąłem się na wiadomości, które zmieniły moje życie na zawsze. Wiadomości od kogoś, z kim żona widywała się w tajemnicy przede mną. Czytałem te słowa z niedowierzaniem – słowa pełne uczuć, słowa, które kiedyś były przeznaczone tylko dla mnie, a teraz kierowała je do innego mężczyzny.


Zdradzała mnie. Czułem, jakby całe moje życie, cała nasza relacja rozpadła się w jednej chwili. Jak mogła to zrobić? Dlaczego nie powiedziała mi wcześniej, że coś jest nie tak, że czegoś jej brakuje?


Kiedy zapytałem ją wprost, nie zaprzeczyła. Przyznała się do wszystkiego – do romansów, do spotkań, do kłamstw. Ale to, co powiedziała później, sprawiło, że poczułem, jakby ktoś wyrywał mi serce z piersi.


– Jestem w ciąży, – powiedziała cicho, patrząc mi prosto w oczy. Ciąża, która miała być radością, teraz stała się czymś, co nie potrafiłem zrozumieć.


– Czy to... czy to moje dziecko? – zapytałem, czując, jak cały świat wiruje wokół mnie.


Nie mogła mi odpowiedzieć. Z jej oczu płynęły łzy, ale ja nie potrafiłem ich zrozumieć, nie potrafiłem jej współczuć. Czy to był owoc zdrady? Czy to dziecko, które teraz nosiła, było moje, czy może należało do kogoś innego?


Każda sekunda tej rozmowy była dla mnie jak koszmar. Kochałem ją, ale jak mogłem teraz jej ufać? Jak mogłem spojrzeć w przyszłość z kimś, kto zdradził nasze małżeństwo?


Przez kolejne dni nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Czy powinienem zostać? Czy powinienem walczyć o nasze małżeństwo? Czy to dziecko, które teraz rozwijało się w jej łonie, było moim dzieckiem? A jeśli nie... co wtedy?


Nie wiedziałem, co robić. Każda decyzja wydawała się złą. Jak mogłem zostawić ją, kiedy była w ciąży, nie wiedząc, czy to moje dziecko? Ale jak mogłem zostać, mając świadomość, że przez te wszystkie miesiące, kiedy myślałem, że mamy wspólne życie, ona żyła podwójnym życiem?


Byłem rozdarty. Serce mówiło mi, by dać jej szansę, byśmy spróbowali uratować to, co zniszczyła. Ale mój rozum podpowiadał mi, że już nigdy nie będę mógł jej zaufać. Ciągle pytałem siebie: czy to dziecko, które przyjdzie na świat, będzie owocem naszej miłości, czy zdrady?


Każda chwila była bólem, każda rozmowa przypominała mi o tym, co straciłem. I teraz, gdy siedzę tutaj, patrząc na nią, na kobietę, którą kiedyś kochałem bezgranicznie, nie wiem, co robić. Zostać czy odejść?