Ale moja pomoc była postrzegana jako coś oczywistego. A teraz nie mam możliwości załatwiania spraw i stałam się dla wszystkich złą osobą. Zdaję sobie sprawę, że sama jestem sobie winna, ale teraz nie wiem, co robić.
Mój brat zawsze był podstępny. On też znalazł sobie taką narzeczoną. Kiedy był dzieckiem, wybrał dla siebie dogodną pozycję. Jestem najstarsza, a on potrafi udawać głupka. Relacje między nami zawsze były napięte, wykorzystywał mnie i szukał zysku.
W dorosłym wieku zaczęliśmy się komunikować. Nawet kiedy mieliśmy już własne rodziny, odwiedzaliśmy się nawzajem i razem obchodziliśmy wszystkie święta.
Teraz mieszkam z córką. Jestem rozwiedziona. Wcześniej mój brat i bratowa wykorzystywali moją dobroć, ale teraz nie mają mi czego odbierać. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale miesiąc temu doznałam objawienia.
Mój brat i jego żona żyją dobrze. Nie potrzebują pieniędzy. Nie było to jednak odzwierciedlone w fakcie, że próbowali wyłudzić ode mnie pieniądze. Wysyłali mnie do sklepu na zakupy, obiecując, że zwrócą mi pieniądze później, ale ciągle o tym zapominali. Nie chcieli, żeby im o tym przypominano.
Wzięłam też owoce i warzywa z działki dla dwóch rodzin. Przygotowałam przetwory dla dwóch rodzin. Walczyłam, walczyłam i nikt nie chciał mi podziękować.
I opiekowałam się bratanicą. Oni zawsze "coś robią", a ja nadal opiekowałam się ich córką. Gdzie jest jedna, tam są dwie. Chodziłyśmy razem na spacery, kupowałam im wszystko, karmiłam. Czasem bratanica zostawała ze mną na całe wakacje, bo brat z żoną byli na wczasach nad morzem. Nawet mnie nie pytali, jakie mam plany.
To trwało latami. A w zeszłym miesiącu zachorowałam. Najpierw bolała mnie głowa, potem miałam gorączkę. Czułam się coraz gorzej. Poprosiłam brata, żeby zabrał do siebie moją córkę, ale odmówił.
- Liczyłem na to, że to ty zajmiesz się nimi. Obniżysz sobie gorączkę, to wszystko. Nie wymyślaj problemów - powiedział mój brat.
A potem po prostu się rozłączył. Dzięki Bogu, moja przyjaciółka odebrała moją córkę z przedszkola i przywiozła do domu. Bardzo mi pomogła, bo przez tydzień nie mogłam nawet wstać z łóżka. Przez cały ten czas mój brat nie zadzwonił do mnie ani razu.
Dopiero dwa tygodnie później zadzwoniła do mnie bratowa:
"Cześć. Kiedy odbierasz córkę z przedszkola? Odbierzesz naszą?"
"Nie. Mam plany" - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Potem zadzwonił mój brat i zaczął mnie denerwować, że pokrzyżowałam im plany. Najlepsze było to, że i tak zadzwonili do nauczycielki i powiedzieli jej, że odbiorę obie dziewczynki. Przyprowadziła mi obie, a ja potrząsnęłam głową i powiedziałam, że przyszłam tylko po moją córkę.
Wkrótce włączyła się też moja mama. Zaczęła mi mówić, że jestem najstarsza i powinnam być mądrzejsza i rozsądniejsza. Postanowiłam jednak, że nie pozwolę sobie dłużej na to.
Mój brat i bratowa dostali ode mnie kilka kolejnych odmów i odczepili się. Oczywiście teraz wszyscy krewni dyskutują o tym, jaka jestem zła i samolubna. Ale mnie to nie obchodzi. Moje różowe okulary w końcu spadły.