Razem z mężem jesteśmy właścicielami położonej dalej od miasta daczy. Prawie nigdy nie jeździmy tam zimą: drogi nie są najlepsze, a w tych porach roku nie mamy czym się tam zajmować.
Po zimowej przerwie pojechaliśmy do naszego wiejskiego domku dopiero wiosną, na początku kwietnia. Wtedy odkryliśmy, że ktoś w nim mieszkał. To nas bardzo zdziwiło: w naszym małym domku nie ma nic, co mogłoby przyciągnąć potencjalnych złodziei, a my zamknęliśmy drzwi na klucz, gdy z niego wyjeżdżaliśmy. Pokoje wydawały się czyste, ale znalazłam trochę jedzenia i zabawek. Żadna z tych rzeczy na pewno nie należała do nas.
Do naszego domu miał dostęp tylko sąsiad Andrzej, któremu na wszelki wypadek daliśmy wszystkie klucze. Poszliśmy więc zapytać, czy wie coś na ten temat.
Z naszym sąsiadem zawsze mieliśmy bardzo dobre stosunki. Czasami pomagał nam w różnych sprawach, a klucze zostawialiśmy mu po to, aby w razie potrzeby mógł zająć się domem. W końcu przyjeżdżamy tam tylko czasami, a Andrzej jest tam cały czas.
Drzwi Andrzeja otworzyła nieznana nam kobieta. Bardzo nas to zdziwiło, bo Andrzej jest rozwiedziony i, o ile wiem, mieszka sam.
Kobieta zawołała Andrzeja, który wyszedł na ganek z uśmiechem.
- Dlaczego wszedłeś do naszego domu? Miałeś jakiś konkretny powód? - zapytałam wprost.
A co w tym strasznego? Nie potrzebujecie tego domu zimą. Wpuściłem siostrę z rodziną, są w porządku, nie są obcy. Nie mieli pieniędzy, nie wiedzieli, dokąd się udać. Pomogłem więc - odparł Andrzej, zachowując spokojny ton głosu.
Nie chciałam odpuścić tak łatwo samowolki sąsiada.
- W takim razie twoja siostra jest nam winna pieniądze. Musi opłacić gaz, ogrzewanie, piec.
Sąsiad skrzywił się, oświadczył, że nikt nie będzie za nic płacił i zatrzasnął drzwi. Ale nie zamierzaliśmy tego zostawić. W ogóle nie chodzi o pieniądze,które nie są warte szargania nerwów. Ale zgodnie z prawem Andrzej był zobowiązany do tego, aby nam zapłacić.
Nie mieliśmy żadnych dowodów na to, że w naszym domu mieszkała jego siostra. Ale wiedzieliśmy coś ważnego o naszym sąsiedzie i postanowiliśmy ukarać go inaczej. Kilka lat temu zmienił ogrodzenie na swojej działce, a dwumetrowy płot wszedł na obcy teren. Andrzej w żaden sposób tego nie sformalizował, bo nie chodziło o czyjąś działkę, a o pustą ulicę, a tak naprawdę złamał prawo.
Zwróciliśmy się do inspekcji gruntów, która tydzień później odpowiedziała na nasz wniosek. Andrzej musiał przerobić ogrodzenie. Wymagało to dużego wysiłku: dostosowanie już stojącego ogrodzenia jest zawsze trudniejsze niż zainstalowanie nowego.
Po tym zdarzeniu Andrzej już nigdy nie powiedział nam "dzień dobry. Wzięliśmy od niego klucze i wymieniliśmy zamki. Oby ta sytuacja będzie dla niego lekcją i dobrą nauczką.
To też może cię zainteresować: Córka Kasi Kowalskiej czuje się znacznie lepiej po zdrowotnych perturbacjach. Jak teraz wygląda Ola
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Michał Wiśniewski przeżywa trudne chwile. Wciąż nie poradził sobie z tą ogromą stratą. O co chodzi
O tym się mówi: Odszedł Bronisław Cieślak. Ewa Florczak zdradziła, jaki był naprawdę znany aktor