Był człowiekiem, który potrafił każdą chwilę doprawić sercem. Przez lata inspirował Polaków – nie tylko swoimi przepisami, ale także podejściem do życia. Gdy w 2024 roku ogłosił, że walczy z rakiem jelita i dwunastnicy, wielu nie dowierzało. Przecież jeszcze niedawno z uśmiechem prowadził programy, gotował dla innych, dzielił się pasją. 30 kwietnia 2025 roku nadszedł dzień, którego nikt nie chciał. Zmarł.

Dziś, patrząc na jego grób, trudno nie poczuć wzruszenia. Nie przypomina on klasycznej mogiły. To miejsce pełne kolorów, kwiatów i światła – tak jakby sam Tomasz zaprojektował je z miłością, jak talerz ulubionej potrawy.

Choroba nie odebrała mu poczucia humoru, wrażliwości ani bliskości z ludźmi. Tomasz Jakubiak, choć sam mierzył się z bólem i niepewnością, wciąż dzielił się z fanami chwilami swojego codziennego życia. Wierzył, że jeszcze będzie dobrze. Że wróci. W tych krótkich filmach i wpisach nie było dramatyzmu – był człowiek. Taki, jakim znaliśmy go wcześniej: serdeczny, bezpośredni, prawdziwy.

Gdy odszedł, rodzina wydała poruszający komunikat. „Jego odejście zostawiło pustkę, której nie da się opisać słowami” – napisali. Pustkę, której naprawdę nie da się zapełnić, ale można ją wypełnić pamięcią.

13 maja, w Kościele św. Ignacego w Warszawie, odbyła się ostatnia ziemska uroczystość Tomasza Jakubiaka. Nie była to typowa żałoba. Nie było czerni. Były biele, pastele, kwiaty i światło. Tak chciał sam zmarły. Prosił, by pożegnać go nie smutkiem, ale wspomnieniem radości, którą wnosił do życia innych.

Urna z jego prochami została złożona na warszawskiej "Wólce", jednym z największych cmentarzy w stolicy. Ale wbrew ponuremu pejzażowi, grób Tomasza wyróżnia się kolorem, ciepłem i obecnością ludzi, którzy odwiedzają go nie tylko z obowiązku, ale z potrzeby serca.

Mogiła kucharza nie tonie w ciszy – tonie w kwiatach. Białe i pastelowe znicze płoną przez cały dzień. Ludzie zostawiają liściki, serduszka, przyprawy, czasem nawet… łyżeczki z cytatami. „Dziękuję, że przypomniałeś nam, jak cieszyć się prostymi rzeczami” – napisał ktoś na karteczce przyklejonej do lampionu.

To nie tylko wyraz pamięci. To świadectwo wpływu, jaki miał jeden człowiek, który potrafił zwykłe gotowanie zamienić w sztukę spotkania, rozmowy i wdzięczności za życie.

Choć już go nie zobaczymy, jego energia nadal jest obecna w domowych kuchniach, restauracjach, wspomnieniach. Każdy, kto choć raz słuchał go w programie czy próbował jego dań, wie, że nie chodziło tylko o jedzenie. Chodziło o życie – podane ciepłe, uczciwe, bez zbędnych dodatków.

Tomasz Jakubiak odszedł za wcześnie. Ale jego historia, sposób bycia i miejsce spoczynku przypominają: dopóki jesteśmy – smakujmy każdą chwilę.

Zdjęcia można zobaczyć tu