Ale teraz pokazała swoją zupełnie inną twarz – twarz matki, która przeszła przez coś, czego nie da się opisać żadnym scenariuszem. Aktorka właśnie opowiedziała o swoim największym strachu, bólu i o tym, jak walczyła o życie swojego syna.
Vincent, trzyletni synek Joanny, trafił do szpitala. Początkowo były to tylko zdjęcia paparazzi: ona wchodząca do placówki, potem wychodząca z torbami, walizką, i maleństwem w ramionach. Dla mediów – chwytliwy materiał. Dla niej – chwile, które zostaną z nią na zawsze.
Opozda przez długi czas milczała. Ale kiedy zobaczyła opublikowane zdjęcia i nagłówki, zdecydowała się zabrać głos. I zrobiła to tak, jak potrafi tylko matka – szczerze, bez ozdobników, z drżącym sercem.
– Nie mówiłam o tym wcześniej, bo to było najtrudniejsze doświadczenie mojego życia. A wierzcie mi – wiele już przeszliśmy. Nie ma nic gorszego niż moment, w którym musisz reanimować własne dziecko – napisała na swoim Instagramie.
Aktorka wyznała, że przez kilka dni żyła w strachu, rozpaczy i nadziei, że jej syn wyjdzie z tego cało. Nieprzespane noce, pakowanie rzeczy w szpitalu, walka o każdy uśmiech i każdą poprawę w wynikach. To był jej świat przez dziesięć dni. A wszystko to – w zupełnym milczeniu, z dala od kamer.
– Często słyszę, jaka to jestem "silna". A prawda jest taka, że ja też mam momenty, kiedy chcę się rozpłakać i zniknąć. Ale się nie da. Bo jestem mamą. I to wszystko zmienia.
W słowach Opozdy jest nie tylko ból, ale i ogromna siła – ta, która pojawia się, gdy nie ma już wyboru. Pokazała, że nawet jeśli samotna, nawet jeśli zmęczona i zraniona, matka zrobi wszystko, by ochronić swoje dziecko. Nawet jeśli w środku krzyczy.
– Najważniejsze jednak jest dla mnie to, że Vincent jest już zdrowy i na tym chcę skupiać swoją uwagę – dodała, kończąc swój wpis.
Ten głos matki odbił się szerokim echem w sieci. Setki komentarzy wsparcia pojawiły się pod jej postami. Dla wielu kobiet jej historia stała się nie tylko przestrogą, ale też cichym dowodem na to, że każda mama, choć czasem słaba, może być bohaterką.
Joanna Opozda nie potrzebuje czerwonych dywanów. Jej siła pokazała się tam, gdzie nie było kamer – przy szpitalnym łóżeczku. Tam, gdzie biło serce matki. I właśnie dlatego ta historia zasługuje na więcej niż tylko krótki nagłówek. To opowieść o miłości, której nic nie złamie.