Rozmowa, która wydarzyła się kilka godzin wcześniej, wciąż dźwięczała mi w uszach.
„Mamo, ja nie mogę tak dłużej. Nie rozumiesz? Jesteś dla mnie ciężarem.”
Zamarłam.
— Co? — wyszeptałam, czując, jak serce mi się ściska.
Mój syn. Moje dziecko, które wychowałam sama, poświęcając mu całe życie.
A teraz mówił mi, że jestem problemem.
Byłam przy nim zawsze.
Gdy miał gorączkę w środku nocy, biegałam do apteki.
Gdy w szkole się z niego śmiali, siedziałam przy nim, słuchając, jak płacze.
Gdy był na studiach i brakowało mu pieniędzy, oddawałam mu ostatnie oszczędności, byle tylko miał lepsze życie.
Gdy jego pierwsza miłość złamała mu serce, to moje ramiona były jego schronieniem.
Byłam jego matką.
A teraz nagle byłam ciężarem.
— Mamo, ja mam swoje życie. Mam rodzinę. Ty… ty mi przeszkadzasz.
— Przeszkadzam?
— No tak, to wszystko jest na mojej głowie. Muszę ci pomagać, martwić się… a ja chcę po prostu żyć.
Zacisnęłam dłonie.
— Ja też kiedyś chciałam po prostu żyć, Filip. Ale miałam ciebie. I nigdy nie pomyślałam, że jesteś dla mnie ciężarem.
Przewrócił oczami.
— Nie rozumiesz…
— Nie, Filip. To ty nie rozumiesz.
Patrzyłam, jak odchodzi, nie oglądając się za siebie.
Nie wiem, czy jeszcze do mnie zadzwoni.
Nie wiem, czy kiedyś zrozumie, co dla niego poświęciłam.
Ale wiem jedno.
Nie będę nikogo błagać o miłość.
Nawet własnego syna.