Od najmłodszych lat widziałam, jak bardzo moja siostra jest uwielbiana. Była idealna – zawsze miała świetne stopnie, angażowała się w życie szkoły, a na każdym przyjęciu rodzinnym to ona skupiała na sobie uwagę. Dla rodziców była wszystkim, ich oczkiem w głowie, prawdziwą dumą. Kiedy byliśmy razem w domu, mogłam tylko patrzeć, jak z dumą opowiadają innym o jej sukcesach, o każdym konkursie, w którym wygrała, o każdej pochwały nauczyciela.


Ja nie miałam jej darów. Przeciętna w szkole, spokojna i niezbyt przebojowa – dla rodziny byłam kimś, o kim mówi się mniej. Czasem miałam wrażenie, że nawet kiedy coś robiłam dobrze, to w porównaniu do niej zawsze byłam tylko cieniem. Ludzie przychodzili na nasze rodzinne spotkania i z błyskiem w oczach pytali, co nowego u niej, jakie sukcesy zdobyła. O mnie pytali rzadko, jakby istnienie jednego dziecka było wystarczające.


Z czasem ta obojętność zaczęła boleć. Każda pochwała, każda miła uwaga, którą słyszałam pod jej adresem, była dla mnie jak przypomnienie, że nigdy nie będę w stanie dorównać jej ideałowi. Nawet kiedy próbowałam pokazać swoje zdolności, na przykład rysując czy pisząc wiersze, czułam, że rodzice nie przywiązują do tego większej wagi. Moje próby były tylko czymś chwilowym, rozrywką, podczas gdy każde jej osiągnięcie było głęboko zakorzenione w ich dumie.


Moja siostra zauważała, że jestem smutna, ale nigdy nie rozumiała, dlaczego. Dla niej wszystko było proste – wystarczyło być sobą, a miłość i pochwały same przychodziły. Patrzyła na mnie, czasem uśmiechając się z troską, ale nigdy nie zdawała sobie sprawy, jak jej sukcesy wpłynęły na moje życie. Byłam tą, która miała jej towarzyszyć, wspierać i kibicować – ale nigdy nie czułam się jak równa.


Kiedy dorosłam, próbowałam budować własne życie z dala od porównań. Studiowałam, pracowałam, próbowałam zbudować własną wartość. Ale nawet w dorosłym życiu, kiedy spotykam się z rodziną, nadal jestem tylko „siostrą tej wyjątkowej”. Ludzie pytają mnie, co u niej, czy nadal ma się dobrze, i nie zauważają, że ja też mam swoje życie, swoje osiągnięcia, swoją codzienność.


Nie zliczę momentów, kiedy zastanawiałam się, czy w ogóle jestem potrzebna. Czy jest ktoś, kto zauważyłby moje zniknięcie, kto zatęskniłby za mną tak, jak tęskniliby za nią. Bo choć nigdy nie powiedziałam tego głośno, zawsze czułam, że dla rodziny jestem jedynie cichym dodatkiem do ich dumy z siostry.


Każdego dnia walczę, by uwierzyć, że jestem wystarczająca, że moja wartość nie jest mierzona sukcesami mojej siostry. Ale są momenty, kiedy ta walka staje się niezwykle trudna, gdy znów czuję się jak cień w świecie, w którym nigdy nie będę świecić tak jasno jak ona.