Publikacja Interii, ujawniająca dokument zobowiązania Karola Nawrockiego do dożywotniej opieki nad Jerzym Ż., wywołała prawdziwe trzęsienie ziemi w środowisku politycznym i medialnym. Choć sprawa początkowo miała wymiar obyczajowy, dziś ma już wszystkie znamiona kryzysu politycznego — i to w samym środku kampanii.

Dokument, datowany na 10 sierpnia 2021 roku, zawiera zobowiązanie Nawrockiego do zapewnienia panu Jerzemu pełnego utrzymania, opieki w chorobie oraz organizacji pochówku. Co istotne, podpis Jerzego Ż. potwierdza, że kandydat na prezydenta wywiązywał się ze swojego zobowiązania. Dokument miał być również przeznaczony do przedłożenia instytucjom publicznym.

Wydawałoby się, że taki gest świadczy o szlachetności intencji — jednak w przestrzeni publicznej zaczęły pojawiać się pytania: czy to prawdziwa troska, czy element starannie skalkulowanego wizerunku?

Zaraz po ujawnieniu dokumentu, politycy obozu rządzącego zaczęli snuć narrację sugerującą, że materiał mógł pochodzić z akt Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Taki trop rzucił m.in. Stanisław Żaryn, były rzecznik koordynatora służb specjalnych.

Jednak dziennikarz Interii, Łukasz Szpyrka, zdecydowanie przeciął te spekulacje:

– Przecinam te wątpliwości – oświadczył w Polsat News.

Dziennikarz nie tylko zaprzeczył związkom materiału z ABW, ale również wytknął PiS-owi niespójność komunikatów:

– Wychodzą poszczególni politycy i każdy mówi co innego. Długo szukano tej odpowiedniej narracji.

Jeszcze ostrzej zareagował Jacek Dobrzyński, rzecznik szefa MSWiA, który nazwał sugestie o służbach „bzdurami” i oskarżył Żaryna o szkalowanie funkcjonariuszy.

– Teraz obawiam się, że może to być nie tylko celowe działanie dezinformujące, ale przede wszystkim szkalujące funkcjonariuszy tej służby – napisał.

Dobrzyński zaznaczył również, że dokumenty ABW są zszywane, numerowane i opieczętowane — a tego brakowało w ujawnionym materiale, co jego zdaniem jednoznacznie przeczy hipotezie o ich pochodzeniu z akt służb.

Jeszcze niedawno politycy PiS twierdzili, że Karol Nawrocki nie miał żadnych formalnych zobowiązań wobec pana Jerzego. Teraz, gdy dokument mówi coś zupełnie innego, stanowisko partii ulega widocznej ewolucji — od bagatelizowania, przez podważanie autentyczności, aż po próby przeniesienia odpowiedzialności na „działania służb”.

Ta niestabilność przekazu może jednak odbić się rykoszetem. Dla opinii publicznej staje się jasne, że nie chodzi już tylko o sam dokument — ale o to, jak obóz władzy reaguje na niewygodne informacje. A reakcja ta, jak się okazuje, jest nerwowa, chaotyczna i pełna sprzeczności.

Karol Nawrocki, jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej i kandydat na prezydenta RP, znalazł się w sytuacji wyjątkowo trudnej. Z jednej strony — dokument ukazuje jego osobiste zaangażowanie w pomoc potrzebującemu. Z drugiej — sposób, w jaki partia próbuje kontrolować narrację wokół tej sprawy, budzi pytania o autentyczność i celowość całego działania.

Czy opieka nad panem Jerzym była aktem serca, czy elementem budowania wizerunku? Czy dokument został ujawniony w odpowiednim kontekście? I czy obecna polityczna burza nie przysłania tego, co najważniejsze – losu człowieka, którego nazwisko dziś pojawia się głównie w kontekście politycznego sporu?

Jedno jest pewne: sprawa nie zostanie szybko zapomniana. Wątpliwości wokół dokumentu, jego źródła i interpretacji wstrząsnęły przekazem wyborczym Karola Nawrockiego, a reakcje ze strony polityków tylko dolały oliwy do ognia. Dla wyborców liczy się nie tylko to, co mówi dokument, ale jak mówi się o nim publicznie.

To przypomnienie, że w polityce — szczególnie tej najbliższej ludziom — narracja bywa równie ważna jak prawda.