Moje życie to jeden wielki paradoks. Zewnętrznie wygląda na to, że mam wszystko – dom, męża, stabilność. Ale w środku, codziennie czuję, że żyję w kłamstwie. Mąż, który był dla mnie ostoją przez wiele lat, nie jest tym, którego kocham. Z czasem to, co kiedyś wydawało się solidnym fundamentem, zaczęło pękać i rozpadać się na kawałki.


Nie kocham go. I wiem, że to brzmi brutalnie. Próbowałam, naprawdę próbowałam odnaleźć w sobie to uczucie, ale z każdym dniem czułam, jak coraz bardziej się od niego oddalam. Jego dotyk już nie budził we mnie emocji, słowa nie wywoływały wzruszenia, a jego obecność stała się ciężarem. Był dobrym człowiekiem, ale to nie wystarczało. Ja potrzebowałam czegoś więcej.


To, czego mi brakowało, znalazłam u innych. Zdrada stała się moim cichym ucieczką, sposobem na przetrwanie w związku, który mnie dusił. Spotkania z innymi mężczyznami dawały mi poczucie wolności, pasji, której brakowało mi w małżeństwie. Czułam się żywa, choć wiedziałam, że robię coś złego.


Każda zdrada była jak krok dalej od mojego męża. Z każdym nowym spotkaniem odsuwałam się od niego coraz bardziej, aż stał się dla mnie kimś zupełnie obcym. Nie czułam już wyrzutów sumienia, a jego miłość, która powinna była mnie cieszyć, teraz tylko mnie przytłaczała. Ale paradoksalnie, wciąż potrzebowałam go w swoim życiu.


To on mnie zabezpieczał. Wszystko, co miałam, co było częścią naszego życia – dom, wygoda, stabilność – pochodziło od niego. Bez niego wszystko mogłoby się rozpaść. Wiedziałam, że nie mogę po prostu odejść. On był moją finansową i emocjonalną kotwicą, choć jednocześnie stanowił klatkę, z której nie potrafiłam się wyrwać.


Każdego dnia grałam swoją rolę – żony, partnerki, która udaje, że wszystko jest w porządku. Zewnętrzny świat widział nas jako idealną parę. Ale w środku, byłam rozdarta. Wiedziałam, że go ranię, wiedziałam, że zdrada to coś, czego nie można wybaczyć. Ale czułam się uwięziona między tym, czego pragnęłam, a tym, czego nie mogłam stracić.


Mój mąż nigdy nie podejrzewał. Był lojalny, oddany, gotowy zrobić wszystko dla naszej rodziny. Każdego dnia, kiedy patrzyłam na jego twarz, zastanawiałam się, jak długo jeszcze będę w stanie ukrywać swoje sekrety. Jak długo jeszcze będę w stanie żyć w kłamstwie? Czy on w końcu odkryje prawdę?


Z czasem zaczęłam rozumieć, że nie mogę tak żyć. Nie mogę wiecznie być z kimś, kogo nie kocham, choć jednocześnie boję się, co stanie się, gdy odejdę. Zdrady, które miały być ucieczką, teraz stawały się ciężarem, który ciążył mi coraz bardziej.


Jednak mimo wszystko, nie mogłam się wyrwać. Byłam uzależniona od tego, co on mi dawał, od tej fałszywej stabilności, która była jedyną rzeczą, trzymającą moje życie w ryzach.
W tamtej chwili zrozumiałam, że tkwię w pułapce, którą sama na siebie nałożyłam. Nie kocham go, zdradzam go, ale nie mogę od niego odejść.