Moi rodzice mieszkają dość daleko od nas. Kiedy przeszli na emeryturę, spełnili swoje marzenie — kupili dom nad morzem w małej nadmorskiej wiosce. Widujemy się z nimi raz lub dwa razy w roku.
Tata i mama nie mogą się wyrwać ze swojej nadmorskiej "rezydencji", a my możemy tam przyjechać tylko na wakacje. Ale mój teść i teściowa mieszkają bardzo blisko nas — w podmiejskiej wiosce, gdzie mają ogromne gospodarstwo.
Gospodarstwo ma wszystko, zamknięty, że tak powiem, obieg. Warzywa, owoce, drób, mięso — wszystko własne, domowe, świeże i zdrowe. Mieliśmy wesele w ich gospodarstwie, stoły pękały w szwach od potraw, a wszystkie były przygotowane z ich produktów.
Z tej strony moim teściom nie mam nic do zarzucenia, jak również w elokwencji. Moja teściowa była prawdziwą toast masterką na weselu, prowadziła biesiadę i miała czas na zarządzanie asystentkami spośród ciotek i sióstr mojego męża, pilnując, aby stół nie był pusty i każdy miał wszystko.
Oczywiście ciężko jest udźwignąć tak ogromne gospodarstwo domowe, a mój mąż regularnie jeździ pomagać rodzicom. Do niedawna też podróżowałam, ale teraz, będąc w ciekawym położeniu, po prostu nie jestem w stanie biegać po polach i wzgórzach.
Mieszkamy w mieszkaniu pozostawionym nam przez rodziców. Dali nam miejsce do życia, kiedy przeprowadzili się nad morze.
Moja teściowa, po wyjaśnieniu tej kwestii (a była nią wyraźnie zainteresowana, i to bardzo), głośno oświadczyła na weselu, że oto swaci dali dzieciom mieszkanie, a my zapewnimy im produkty pierwszej klasy!
Wszyscy bili brawo, a ja oczywiście byłam zadowolona, miło jest jeść niewyhodowane na chemii, ale naprawdę własne, naturalne i zdrowe. Na początku też tak było.
Teściowa zaopatrywała nas bez problemu, bo produktów było pod dostatkiem, mniej więcej połowę sprzedawała do hurtowni marketowych.
Pewnie na tej fali teściowa wpadła na genialny pomysł: po co dawać nam warzywa, ogórki i mięso za bezcen, skoro można też na tym zarobić? Zaczęła sprawnie, z daleka.
Pewnego razu przyjechała do nas, wraz z teściem przywiozła kolejną "pomoc humanitarną" i wręczając m.in. tacę jajek, narzekała, że nie kalkuluje się z pieniędzmi i trzeba kupić kury. Mąż bez zastanowienia otworzył portfel i wyjął potrzebną kwotę. Teściowa była zadowolona ze swojego "sprytu":
- O dzięki, pomogłeś nam, ale przywieźliśmy ci tyle rzeczy, że wystarczy na tydzień!
Tydzień później sytuacja się powtórzyła, tylko teraz krewni mojego męża nie mieli pieniędzy na zakup nawozów. Kolejny tydzień później zostali "przyciśnięci" zakupem oleju napędowego, a kwoty, których im brakowało, rosły z każdą kolejną wizytą.
Po kilku miesiącach takich dopłat teściowa dała mi to, czego chciała:
- Że my wszyscy tak jakby pożyczamy od was, nie wiadomo, czy dawać, czy nie dawać. Ja policzę wszystkie produkty po cenach hurtowych, żeby było taniej, niedrogo, a wy pomożenie nam finansowo...
Otworzyłam usta ze zdziwienia, a teściowa, widząc moją reakcję, natychmiast "naprawiła" wynik:
- A co, wiesz, ile pracy trzeba włożyć, żeby coś urosło? Musi być jakiś zwrot!
Wzruszyłam ramionami, pozostawiając to mojemu mężowi, jego rodzice chcieli zarobić na nas trochę pieniędzy, ale mój mąż był dość zrelaksowany:
- Daj spokój, w wiosce naprawdę potrzeba pieniędzy, ale będziemy wiedzieć, co jemy!
Zakres usług naszych przedsiębiorczych krewnych poszerzał się z dnia na dzień. Kiedy jesienią, teściowa zadzwoniła do mnie i powiedziała, że zostawili dla nas połowę jednej z tusz:
- Wybrali najlepszą świnię, upiekli ją w plastrach, a mięso było przepyszne!
Odpowiedziałam, że w tej chwili brakuje nam gotówki, więc nie możemy wziąć tyle mięsa. Nie zawstydziło to mojej teściowej:
- Ja wam pożyczę, sami swoi! Pokroję, zapakuję do zamrażarki i tyle! Jak chcesz, mogę posolić słoninę. I zrobię kiełbasy. Jak możesz porównywać moją domową kiełbasę z kiełbasą kupioną w sklepie?
Teściowa wciąż bełkotała coś, a ja przypomniałam sobie jej elokwentne słowa na weselu, gdzie równie przekonująco i pięknie opowiadała, jak to nas pysznie nakarmią. Ale w jedzeniu jest gorycz...
Wkrótce będziemy pić domowe mleko — teściowa postanowiła kupić krowę. Ciekawe za ile nam je sprzeda...?