Dziś Iga Świątek uciszyła wszystkie głosy wątpliwości, w wielkim stylu zdobywając swój pierwszy tytuł Wimbledonu. I zrobiła to tak, jak tylko ona potrafi – bezkompromisowo, z klasą i całkowitą dominacją. Wynik 6:0, 6:0 w finale z Amandą Anisimovą przejdzie do historii jako jeden z najbardziej spektakularnych finałów kobiecego tenisa ostatnich lat.
Tego nie przewidział nikt – nawet najbardziej zagorzali fani. Gdy przez ostatnie miesiące Iga nie błyszczała, wielu zaczęło ją skreślać. Mówiono o zmęczeniu, o wypaleniu, o braku świeżości. Ale Świątek zrobiła to, co robi najlepiej: odpowiedziała rakietą.
W dobie mediów społecznościowych Iga Świątek pozostaje osobowością nieco staromodną – mówi niewiele, za to jej gra mówi wszystko. Z dala od medialnego szumu, w cieniu trawiastych kortów, przez ostatni rok pracowała w skupieniu, szlifując swoją grę na nawierzchni, której jeszcze do niedawna nie lubiła.
W Londynie nie tylko ją polubiła – ona ją ujarzmiła.
Finał z Anisimovą był właściwie pokazem jednej aktorki. Mecz trwał niespełna godzinę, a Iga nie oddała rywalce ani jednego gema. Takie rzeczy rzadko zdarzają się w pierwszej rundzie, a co dopiero w finale Wielkiego Szlema.
Zwycięstwo w Wimbledonie to szósty tytuł wielkoszlemowy Świątek. Co ciekawe, wszystkie swoje finały wygrała, co czyni ją drugą tenisistką w historii (po Monice Seles), która może pochwalić się takim osiągnięciem.
Ale ten triumf jest szczególny. Symboliczny. Bo zamyka pewien rozdział – okres niepewności i sportowego zastoju – a jednocześnie otwiera nowy, jeszcze bardziej kompletny etap kariery. Od teraz Iga nie jest tylko królową mączki. Jest pełnoprawną mistrzynią każdej nawierzchni: ziemnej, twardej i trawiastej.
Tym zwycięstwem Iga dokonała czegoś, co nie udało się wcześniej żadnej Polce. Ani Jadwidze Jędrzejowskiej, ani Agnieszce Radwańskiej nie udało się wygrać Wimbledonu. One dotarły do finału – Iga go wygrała.
Świątek staje się pierwszą Polką z tytułem w All England Club, dołączając tym samym do największych ikon kobiecego tenisa. Nie tylko zarobiła rekordowe 3 miliony funtów (czyli około 15 milionów zł), ale przede wszystkim – napisała własną, złotą kartę w historii polskiego sportu.
Po zwycięstwie Iga awansuje na 3. miejsce rankingu WTA, a w klasyfikacji sezonowej jest już druga. Ale wszyscy wiemy, że jej celem nie są liczby – tylko jakość i rozwój.
Triumf na Wimbledonie to nie koniec – to zapowiedź kolejnych sukcesów. Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, to dziś powinien zrozumieć: Iga Świątek nie powiedziała ostatniego słowa. Ona dopiero się rozkręca.