Jednak tym razem jego wizerunek poszedł znacznie dalej — w przestrzeń, która dla wielu pozostaje święta. W sieci zawrzało po tym, jak na platformie Truth Social pojawiła się grafika przedstawiająca byłego prezydenta USA w stroju papieskim, siedzącego na pozłacanym tronie, z mitrą na głowie i krzyżem na piersi. Obraz wywołał konsternację i pytania: gdzie kończy się żart, a zaczyna prowokacja?

Według obserwatorów, grafika została najprawdopodobniej wygenerowana przez sztuczną inteligencję. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie kontekst. Wypowiedź Trumpa z ostatnich dni tylko dolała oliwy do ognia. – Chciałbym zostać papieżem, to byłby mój wybór numer jeden – powiedział z uśmiechem podczas jednej z konferencji. I choć później dodał, że „nie ma faworyta” na nowego papieża, jego słowa padły w cieniu niedawnej śmierci papieża Franciszka, która wstrząsnęła światem katolickim.

Konklawe, które zgodnie z prawem kanonicznym musi się odbyć w ciągu maksymalnie 20 dni od śmierci papieża, to dla Kościoła czas powagi i modlitwy. W tym kontekście nawet najlżejszy żart może zostać odebrany jako przekroczenie granicy.

Reakcje internautów są skrajne. Jedni traktują grafikę jako przejaw typowego dla Trumpa dystansu do świata i „mistrzostwa w autopromocji”. Inni widzą w tym głęboki brak szacunku dla tradycji i religijnych uczuć milionów ludzi. Nie brakuje też głosów wskazujących, że wykorzystanie symboliki papieskiej w celach marketingowych, nawet półżartem, to igranie z ogniem.

Wizerunek Trumpa jako papieża — niezależnie od intencji — stał się symbolem naszych czasów. Epoki, w której granica między wirtualnym a rzeczywistym, między świętością a show-biznesem, bywa coraz mniej wyraźna. I być może właśnie na tym zależało byłemu prezydentowi — znów stać się twarzą gorącej debaty. Nawet jeśli tym razem to twarz w mitrze.